niedziela, 26 marca 2017

Im nas więcej tym weselej

...czyli o tym, jak dobra nowina zagościła nie tylko w Betlejem




Tak.. To był poranek Bożego Narodzenia :) Ania sobie jeszcze smacznie spała, ja nadal czułam się jakoś dziwnie, a jak to w tradycyjnej, polskiej rodzinie- zaplanowano na dziś jakiś alkohol, którym chciałam się uraczyć, bo właśnie skończyłam karmić. Pomyślałam, że jednak na wszelki wypadek zrobię test. Jedna kreska. Rozluźniona wychodzę z łazienki, mówię- a jeszcze zerknę dla pewności.. Kurcze.. jakby dwie? Marcin nie rozwiał moich wątpliwości, twierdząc, że faktycznie jak się przyjrzeć to są dwie.. No co teraz? Szybka decyzja- drugi test, tym razem innej firmy. Dwie, piękne, czerwone kreski! Chwila konsternacji, łzy w oczach i już wiszę na Marcinowej szyi i cieszymy się oboje :) TO SE POPIŁAM!

Kiedy zdecydowaliśmy, że chcielibyśmy mieć drugie dziecko tak, żebym nie wracała po urlopie macierzyńskim do pracy, zaczęliśmy się zastanawiać jaki moment będzie najlepszy. Nie żeby ta decyzja przyszła nam łatwo, bo nosiliśmy się z nią ładnych kilka miesięcy. Codziennie o tym rozmawialiśmy. Czy sobie damy radę? Jak zareaguje Ania? Co z moją pracą? Jak będzie wyglądało nasze życie we czwórkę? Ja broniłam się jak mogłam, ale nie przed kolejnym dzieckiem, a przed kolejną ciążą. Czułam, że mój organizm jeszcze nie wrócił do normy po wydaniu na świat Aneczki, poza tym pamiętałam jeszcze zbyt dobrze trudy ciąży i porodu i nie chciałam tak szybko znów tego przechodzić. Nie wiedziałam jak sobie poradzę jeśli znów pierwsze trzy miesiące nie będę mogła normalnie funkcjonować z powodu mdłości. Dziecko bardzo chciałam mieć, oboje bardzo chcieliśmy i co do tego byliśmy całkowicie zgodni. W końcu zapadła decyzja. DO DZIEŁA!

Pierwszym krokiem była wizyta u lekarza, rzeczowa rozmowa i zrobienie wszystkich badań, żeby stwierdzić, czy mój organizm da radę. Okazało się, że nie jest tak źle jak myślałam i z tej strony mamy zielone światło. Postanowiliśmy więc zacząć powoli odstawiać Anię od piersi i próbować. Przecież za pierwszym razem wcale nie poszło tak łatwo jak można by się spodziewać - teraz tym bardziej, bo mój cykl był całkiem nieuregulowany i nie sposób było przewidzieć co kiedy ma miejsce, także zostało nam działanie na oślep :P

Jakiś czas po tej decyzji zaczęło mi być niedobrze na widok wody.. znów.. przecież już to kiedyś miałam. Anię karmiłam wtedy już tylko w nocy. Zrobiłam test, ale pojawiła się tylko jedna kreska. Uff.. wydawało mi się. To było dość dziwne, bo przecież czekaliśmy na kolejne dziecko. Fakt- zakładaliśmy, że pojawi się dopiero w marcu, może kwietniu, ale byliśmy świadomi tego, że może zagościć troszkę szybciej pod moim serduszkiem. Tak się też stało. Jak się później okazało, po prostu test był do kitu, poza tym zrobiony w środku dnia.

Moja teoria wygląda następująco: Zaczęliśmy starać się o kolejną ciążę, zakładając, że trochę nam to zajmie, ale wtedy Bóg postanowił "Teraz szybko, zanim dotrze do nich, że to głupie!". No i mamy :) Na jesień będzie nas już czwórka :D


I bardzo dobrze się stało.. Czasem nie warto nic planować samemu, bo wiadomo "możesz mieć plan, ale Ten na górze i tak ma lepszy" i należy mu zaufać, bo wyszło baaaardzo dobrze. A czemu? Napiszę w poście o kolejnych "trudnych pięknego początkach" :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz