wtorek, 3 października 2017

Ani podróże małe i duże

Sala zabaw "Arek" w Zielonej Górze

 

Podczas naszej ostatniej podróży do Siedliska, wypadła nam nieprzewidziana wycieczka do Zielonej Góry na "szoping". Tzn szoping miał być przy okazji szkolenia babci i metamorfozy fryzjerskiej Cioci Doriski. Te właśnie atrakcje zapewniły nam co najmniej 2 godziny wolnego czasu, który nie wiedziałyśmy jak spożytkujemy. Ciocia Kasia wymyśliła więc salę zabaw :)




Raz już byliśmy w Lublinie w podobnym miejscu, ale znacznie mniejszym. Ania miała wtedy nieco ponad rok i faktycznie podobało jej się, ale miałam wrażenie, że była troszkę przytłoczona ilością dzieci i zabawek. Teraz była starsza o kilka tygodni i bogatsza o wiele doświadczeń, więc uznałam, że może tym razem ośmieli się bardziej.




Koszt

Tu byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, a nawet ciut onieśmielona, bo za wejście nie zapłaciłyśmy nic. Dzieci, dopóki nie zaczną chodzić, nie płacą. Oczywiście z dumą powiedziałam, że Ania już powolutku zaczyna, ale usłyszałam "to jak zacznie już śmigać to wtedy Pani zapłaci".



Atrakcje

Sala oooooogromniasta! Mieścił się w niej jeden ogromny dmuchany zamek do skakania, część ze stolikami, gdzie można było wypić kawkę, kilka stanowisk ze stolikami zarezerwowanymi na przyjęcia urodzinowe, basen z kulkami, wieeeeelka kilkupoziomowa konstrukcja z atrakcjami, których nie zdołam wyliczyć, bo nawet nie zdążyłam wszystkiego obejrzeć. Ponad to kilkanaście samochodzików różnej wielkości i maści i dodatkowa sala multimedialna. Także zabawy ful. Myślę, że spokojnie na cały dzień, żeby wybawić wszystkie te zabawki. 


Zaplecze sanitarne

W łazience czysto, bez jakiejś rewelacji, ale brudno nie było. Dwie zamknięte kabiny, w każdej nakładka na toaletę dla dziecka i podest. Na zewnątrz nocniki i przewijak. Nie wiem na jakiej zasadzie to działa, ale mim tego, że na sali było sporo dzieci, w łazience nie było tłoku, choć była tylko jedna.





Dla mnie też okazał się to być dość emocjonalny "wypoczynek", bo po jakimś czasie zachodzenia w głowę, dlaczego te wszystkie sprzęty wyglądają mi tak znajomo i przytulnie (na początku myślałam, że to pewnie dlatego, że we wszystkich salach zabaw mają podobne wyposażenie, ale to mi ciągle nie dawało spokoju) uświadomiłam sobie, że ja też dokładnie z tej samej zjeżdżalni kiedyś zjeżdżałam! Było to wtedy w innym miejscu, dlatego nie skojarzyłam od razu, ale po jakimś czasie mnie oświeciło. Byłam w ciąży, więc wiadomo- hormonki zadziałały i aż mi się łezka w oku zakręciła, że teraz na tej samej zjeżdżalni, zjeżdża moja córeczka :D




Ogólnie oceniamy to miejsce bardzo pozytywnie, głównie z racji dość dużej przestrzeni, która stwarza sporo możliwości, nie tylko do zabawy, ale też do "relaksu" rodziców, bo można sobie zamówić kawkę i przy odrobinie szczęścia nawet wypić ciepłą. Dowiedziałam się, że jest to jakaś sieciówka i we Wrocławiu też mają swoją salę zabaw, więc na pewno niedługo sprawdzimy i tą miejscówkę :)