poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Ciążowe STRACHY cz.2

Czy ze wszystkim zdążymy?


Wyprawkę zaczęłam kompletować zaraz po zakończeniu się pierwszego trymestru, kiedy minęło największe zagrożenie. Większość znajomych a nawet rodziny, w tym mój mąż, nie oszczędzili mi komentarzy, że to może za wcześnie, żebym się jeszcze wstrzymała, że zapeszę. Ja wyznaję zasadę "masz dokładnie to w co wierzysz" a nie wierzę w jakieś przesądy i zabobony, aczkolwiek te teksty mi nie pomagały. W ramach "ostrożności" zaczęłam od kupowania rzeczy, które w razie czego można komuś sprezentować albo łatwo odsprzedać. Tym sposobem jakiś miesiąc, może dwa miesiące temu, byliśmy gotowi na przyjście Maluszka. Oczywiście nie na tip top ale jakby się pojawił to miałby gdzie spać, mielibyśmy go w co ubrać, w czym wozić itp.
Teraz zostały tylko kosmetyczne sparwy, które tak czy siak nas trochę niepokoją, a najbardziej Marcina, bo dostał swoje zadanie do wykonania (remont pokoju dziecięcego) i niestety, z różnych przyczyn ciągnie się on do dziś. Oczywiście świat się nie zawali jeśli łóżeczko stanie narazie w naszej sypialni ale.. wiadomo :)

Czy sobie poradzimy?

Kilka miesięcy temu w naszym domu zagościła książka Tracy Hogg "Język niemowląt". Najpierw czytałam ją ja, potem przejął ją mój mąż i wałkuje do dziś. Oczywiście trudno nauczyć się czegokolwiek praktycznego z książki ale na pewno, dla kompletnego laika, jest to jakiś początek. Książkę serdecznie polecam. Pomijając to, że poglądy autorki bardzo często pokrywają się z moimi doświadczeniami czy wyobrażeniami, ale przede wszytskim jest napisana bardzo prostym i przystępnym językiem. Można w niej znaleźć konkretne rady, schematy (dla tatusiów ścisłowców), opowieści, przykłady i przede wszystkim prawdę o dzieciach, jak to, że one faktycznie PŁACZĄ i czasem trudno coś na to poradzić.
Chodziliśmy też razem do szkoły rodzenia. Długo się zastanawiałam nad jej wyborem i szczerze mówiąc byłam zawiedziana, bo albo nie było już miejsc albo grafik tematów był conajmniej "zasrany dziwactwami" takimi jak 4 spotkania z paniami z filharmonii wrocławskiej, na których rodzice uczą się śpiewać kołysanki. Moim zdaniem kompletna strata czasu. Mi najbardziej zależało na zajęciach praktycznych, z których mógłby skorzystać mój mąż. Niestety wszystkie szkoły, które dysponowały lalkami o "konsystencji" zbliżonej do dziecka nie miały już dla nas miejsc. Ostatecznie byliśmy zadowoleni z tej, do której trafiliśmy przez przypadek, bo poznaliśmy tam przemiłą, wspomnianą wcześniej już Panią położną i na tej podstawie wybraliśmy najlepszy szpital. Marcin miał okazję przećwiczyć na lalce parę "chwytów" także jesteśmy zadowoleni. Jak to będzie na żywym dziecku? To właśnie nasza obawa. Nie będzie to pierwszy noworodek, którego będe trzymać w ramionach, ale koleżanki- nianie wszytskie zgodnie twierdzą, że to jest kompletnie co innego.. że się patrzy na to małe stowrzenie i kompletnie nie wie się co z nim zrobić. Na szczęście NOWORODKA BARDZO TRUDNO ZEPSUĆ - jak to piszą portale dla młodych tatusiów, więc może i nam się uda..

Poród

O tym chyba powinien być osobny post.. Chciałabym urodzić siłami natury z uwagi na to, że potem podobno najszybciej dochodzi się do siebie. Cesarka mnie trochę przeraża i wolałabym jej uniknąć ale najważniejsze i tak jest zdrowie naszego Maleństwa i moje. Wybraliśmy szpital bez możliwości znieczulenia zewnątrzoponowego, bo uznałam, że nie będę go potrzebowała - wytrzymam. Niestety coraz bardziej się boję, bólu, po ludzku, po prostu. Od kiedy pojawiły się jakieś bóle przepowiadające, nie mogę sobie wyobrazić tego, że będzie mnie bolało 100 razy bardziej.
Boję się też, że coś pójdzie nie tak, że np. dziecko zatrzyma się w kanale już w trakcie trwania porodu i całe moje wysiłki z 1 okresu pójdą na marne
Boję się swoich reakcji na stres, że nagdam Marcinowi jakiś głupot i potem będę tego żałowała a jemu będzie przykro.
Boję się, że Kasia nie zdąży dotrzeć na czas i będzie mi przez to trudniej, bo w 2 okresie porodu zostanę sama.
Boję sie potem okresu połogu, że zmoży mnie baby blues albo, co gorsze, depresja poporodowa i będzie nam wszystkim ciężko.
Sporo tych "boję się". Mimo to staram się pozytywnie nastawić do porodu. Skończy się okres ciąży, który zdecydowanie nie jest moim ulubionym etapem w życiu. Będziemy mieli już naszego Maluszka przy sobie..
W ramach oswajania strachu zrobiliśmy nawet "miniplan" od momentu pojawiania się pierwszych objawów, przez przyjazd do szpitala aż po wypis. Wiem, że nie można sobie zaplanować porodu ale czuję się z tym dużo lepiej. Przegadaliśmy każdą ewentualność, zapisaliśmy na czym nam zależy, Marcin dokładnie wie czego musi się dowiedzieć, o jakie rzeczy zadbać, żebym ja mogła w 100 % skupić się na porodzie.

Tak więc do dzieła! Czekamy na pierwszy znak :)

sobota, 9 kwietnia 2016

Ciążowe STRACHY cz. 1

Ale czego tu się bać??


Otóż jest czego.. i ten strach zmienia się praktycznie z każdym kolejnym miesiącem ciąży. Moim pierwszym było pytanie jak zareaguje Marcin? Minął bardzo szybko ale też bardzo szybko przyszedł kolejny - możliwość poronienia. Tyle razy już o tym słyszałam, zdarzyło mi się przglądać z boku tej tragedii kilkukrotnie. Nawet wtedy było to dla mnie trudne, choć przecież nie dotyczyło mnie bezpośrednio. Fakt, że we mnie rozwija się nowe życie był przez pewien czas zbyt abstrakcyjny żeby go zrozumieć i zaakcptować. Myśl, że mogę to życie stracić była jednak nie do przyjęcia.. a niestety tak bardzo prawdopodobna, zwłaszcza w pierwszych tygodniach ciąży. Co tydzień w poniedziałek powtarzałam rytualnie tę samą czynność, czyli przetrząsałam internet w poszukiwniu informacji na temat rozwoju naszego Maluszka ale tak naprawdę czekałam na zdanie "od dziś ryzyko poronienia znacznie spada". Starałam się nie denerwować ale czasem było to nie do uniknięcia. Np wtedy, kiedy dowiedziałam się o śmierci bardzo bliskiej mi osoby, osoby z którą odnowiłam kontakt kilka miesięcy wcześniej i wiązałam z nią plany na najbliższe kilka lat.. Pamiętam tę noc. Najpierw nie mogłam zasnąć, starałam się nie płakać, nie denrwować się. Potem budziłam się kilkanaście razy w strachu, że przestałam kontrolować swoje emocje i stres wziął górę, co na pewno zaskutkuje poronieniem. Na szczęście ta noc minęła.. Ból niestety pozostał.
Myśl, a raczej obawa, przed przedwczesnym zakończeniem ciąży towarzyszy mi cały czas, choć już od ponad 10 tygodni ryzyko, że dziecko nie przeżyje jest bardzo małe. Nawet teraz, kiedy z utęsknieniem czekam na poniedziałek, bo wtedy już oficjalnie nasza ciąża zostanie uznana za donoszoną, mam nadzieję, że dziecko posiedzi w brzuchu jak najdłużej.

Zdrowie

Każda mama, każdy rodzic chce i w głębi duszy tego oczekuje, żeby jego dziecko było zdrowe. Chyba nikt wyobrażając sobie pierwsze dni z maleństwem lub ogólnie wyobrażając sobie siebie jako rodzica nie ma przed oczami niepełnosprawnego dziecka. Dlatego też wykonuje się masę badań prenatalnych ale one też przecież nie dają pewności, że dziecko urodzi się zdrowe. Zawsze myślałam, że moje studia będa mi pomocne nie tylko w zdobyciu pracy ale przede wszytskim zwiększą moją wiedzę na temat dzieci, co pozwoli mi być lepszą mamą. Lubiłam zajęcia o niebezpieczeństwach zagrażających rozwojowi dziecka, o terapii itp. Na tej podstawie wybrałam kierunek moich studiów magisterskich.. To był BŁĄD. Okazało się, że nosząc nowe życie pod swoim sercem całkiem inaczej przyjmowałam do siebie informacje o chorobach, niepełnosprawnościach wśród dzieci. Przestali to być dla mnie pacjenci, którzy potrzebują pomocy, a ja udzielę jej najlepiej wtedy, kiedy będę umiała zachować dystans do pewnych spraw. Zaczęły to być po prostu moje dzieci.

Moje relacje z Marcinem

Dziecko to wielki dar i czekaliśmy na niego z otwartymi sercami. Jednak kiedy Marcin zasypia ja, kitłasząc się po łóżku w tę i we w tę, rozmyślam jak to będzie kiedy będziemy już we trójkę. Jak to wpłynie na nasze relacje? Dla niego sen jest podstawowym źródłem dobrego humoru. Jeśli mój mąż się nie wyśpi, zmienia się o 180 stopni. Boję się, że Maluch będzie nam dawał popalić. Ustaliliśmy więc, że od drugiego, trzeciego tygodnia (kiedy tylko zagoją się rany po porodzie, a Marcin będzie musial wrócić do pracy) dziecko będzie spało w swoim pokoju i tam też będę je karmić. Zostanie wstawiona specjalna sofa itd, żeby tata mógł się wysypiać i dawać z siebie jak najwięcej miłości po powrocie z pracy. Co jednak ze wspólnym oglądaniem filmów wieczorami, wyjściami do kina czy na kolację, podróżami? Będziemy musieli chyba porzucić na jakiś czas spontaniczność. W końcu PODOBNO wszystko jest do zrobienia ale wymaga dobrej organizacji. Czy się uda? Zobaczymy..

 



poniedziałek, 4 kwietnia 2016

10 min i już?

Czyli o roli Taty podczas ciąży 

 

Kiedy na teście zobaczyłam dwie kreski postanowiłam, że powiem Marcinowi w naszą rocznicę ślubu, która miała być dokładnie za tydzień. Oczywiście splot różnych wydarzeń no i moje podeksyctowanie pozwoliło mi wytrzymać może jakąś godzinę od podjęcia postanowienia :P może już o tym pisałam ale się powtórzę. Mój mąż nie należy do najbardziej wylewnych osób na świecie.. raczej do tych mniej wylewnych, dlatego też kompletnie nie wiedziałam jakiej reakcji się po nim spodziewać. Jak bardzo zaskoczył mnie przebieg wydarzeń! Chyba nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego. No, może raz ale był wtedy pijany więc to się raczej nie liczy :) Oboje się bardzo cieszyliśmy, nie zdając sobie sprawy z tego jak trudne czasami to będą miesiące. 

Głodówka 

Moja- spowodowana mdłościami na myśl choćby o szklance wody, Marcina- spowodowana moją całkowitą kuchenną niedyspozycją. W piątek kiedy zaczęły się mdłości przygotowałam rybę, przez której zapach nie mogłam wejść do kuchni przez kolejny miesiąc. Biedaczek musiał stołować się w pracy, a po pracy sam ogarnąć zakupy, bo wizyta w sklepie spożywczym budziła we mnie takie same emocje co zapach w kuchni. Ponad to za cel obrał sobie też kontrolowanie mojego jedzenia a przynajmniej picia, co nie było łatwe i nie raz mu się za to oberwało a przecież chciał dobrze. 

Zachcianki

Skoro już jesteśmy w temacie jedzenia.. :) U nas nie było chyba aż tak źle. Ja pamiętam jedna sytuację krytyczną, kiedy Marcin mówił coś do mnie i ja naprawdę starałam się go słuchać, bo to był jakiś ważny temat ale kurczę, patrzyłam na niego, wytężałam zmysły ale widziałam tylko fasolkę po bretońsku. W końcu nie wytrzymałam i myśląc, że zaraz zwariuję (albo już zwariowałam) nacisnęłam na to żeby pofatygował się do sklepu na chwilę przed zamknieciem. Przy naszym trybie życia była to dla nas już najwyższa pora na kładzenie się do łóżka. Widziałam w jego oczach taką bezdenna niechęć ale zrobił to! Dla mnie! Wtedy był to największy wyraz męstwa i bohaterstwa jaki sobie mogłam wyobrazić. Oczywiście była też nizliczona ilość przypadków kiedy zachciało mi się czegoś, co na szczęście było w domu ale trzeba było po to zejść na dół, czyli wygrzebać się z cieplutkiego łóżeczka. Najgorsze w zachciankach jest to, że najpierw człowiekowi się wydaje, że świat się skończy jeśli czegoś nie zje a za chwilę (potrzebną na przyniesienie tego) ochota już całkiem przechodzi. Niemniej jednak najgorsze co facet może powiedzieć po otrzymaniu konkretnego komunikatu (żeby nie było że wszystkiego się muszą domyslac) "jak zaraz nie zjem gofra to na pewno umrę! Chce gofra!" to "może zaraz ci przejdzie". Mnie wtedy zalewa krew!

Baardzo zmienne nastroje 

Biedni Tatusiowie.. W ciąży nikt nie wie o co komu chodzi. Ani ja nie wiem o co mi chodzi a tym bardziej Marcin.. I musi to dzielnie znosić. Widzę czasem po nim, że ma już mnie serdecznie dość i wtedy mnie to jeszcze bardziej denerwuje! Chciałabym żeby mnie rozumiał bez słów, trochę mnie żałował, że mam tak ciężko i podziwiał że jestem dzielna i że sobie dobrze radzę. Ale facet jak to facet. Jak się wprost nie powie to za Chiny nie zgadnie. Czasem nawet z tym "wprost powiedzeniem" jest problem. Np, kiedy było mi już ciężko zakładać sobie skarpetki a Marcin nie reagował na moje sapanie i dyszenie, przez 3 dni rządu prosiłam go o pomoc. Wychodziło świetnie. Kiedy 4 dnia uznałam, że chyba zrozumiał i wie, że lepiej już nie będzie i za każdym razem będzie zakładał mi skarpetki to on przestał! I mimo najgłośniejszego sapania jakie byłam w stanie z siebie wydać- nie reagował. Masakra! No ale co tu się wkurzac? Szkoda urody :) 

Ostatnie tygodnie

Brzuch jest już naprawdę imponujących rozmiarów i przeszkadza we wszystkim co tylko się da. Koniec z odkurzaniem, wychodzeniem z psem na spacery, sprzątaniem, robieniem zakupów itp. Wszystkie te obowiązki spadaja na Tatę. Ponadto dochodzi ciągły ból placów a każdy dystans wydaje się być jakimś maratonem. Tak więc Tata musi masować i robić kilometry po domu w poszukiwaniu wszystkoego czego Mama zapragnie, obcinać paznokcie u stóp, golić nogi itd itd. Wymieniać można w nieskończoność. 


Tak więc ciąża, choć przede wszystkim "na glowie" Mamy, nie przestaje dotyczyć Taty. Myślę, że wielu mężczyzn nie zdaje sobie z tego sprawy na 9 miesięcy przed rozwiązaniem. Warto się więc zastanowić, by nie było potem rozczarowania. Ostatnio doszłam do wniosku, że to wcale nie jest tak głupio pomyślane, że najpierw powinien być ślub, potem dziecko. No bo który mężczyzna bez widma ciągącej się w nieskończoność sprawy rozwodowej i podziału majątku zniósłby wszystkie te "utrudnienia"? :P