czwartek, 15 października 2015

Nasza historia

Skąd się wzięłam?

fot. Grzegorz Smolarski

Wychowałam się w domku w środku lasu (tak, dokładnie tego powyżej), w małej wioseczce w woj. lubuskim. Słysząc małej ludzie zazwyczaj nie potrafią sobie wyobrazić jak mała jest to mieścinka. Otóż, moją ulubioną kwestią na określenie skali jest "nasza pięcioosobowa rodzina tworzyła 1/3 populacji tej wsi".

Niania? Mamą? Czy to nie jakaś patologia?

Otóż nie :) Zawsze lubiłam dzieci (mam dwie młodsze siostry, nad którymi zawsze trzeba było sprawować pieczę), przyzwyczaiłam się do tego, że nigdy nie jestem odpowiedzialna tylko za siebie. Wiedziałam, że celem mojego życia jest założyć rodzinę i spisać się w tym co najmniej tak dobrze jak moi rodzice, choć im byłam starsza tym bardziej byłam pewna, że to zadanie niezwykle trudne, ale skoro oni dali radę, to mnie też się uda. W końcu jestem ich córką. 
Po mamie odziedziczyłam coś jeszcze. Mianowicie, miłość do zawodu. Dziś jestem nauczycielem a ona moim ideałem pedagogicznym. Nauczyła mnie, że najważniejsze w naszej pracy nie jest to czego uczymy, ważne jest to JAK uczymy, JAK przy tym bawią się nasi uczniowie i my same oraz czy kochamy NASZE dzieci. 
Na studiach, a właściwie już w klasie maturalnej, byłam nianią i mogę powiedzieć z czystym sercem, że kochałam każde z moich dzieci. Spędzaliśmy razem piękny czas, one uczyły się ode mnie a ja od nich. Tych chwil nie zapomnę do końca życia :) W tak zwanym międzyczasie wyszłam za mąż i założyliśmy swoją małą 2-osobową rodzinkę. Potem przyszedł czas na poważne decyzje.. koniec z nianiowaniem, pora wziąć się za normalną regularną pracę. Tak właśnie wylądowałam we wrocławskim przedszkolu, o którym na pewno jeszcze nie raz będzie :)

Dwie kreski na teście i co dalej?

Właśnie zaczęło się spełniać kolejne z moich marzeń. Zostałam wychowawcą najmłodszej grupy w przedszkolu. Nie bez obaw ale z całych sił, na pełnych obrotach przygotowywałam dla nich salę, materiały, kolorowe ikonki itd, itp. Pracy było dużo, w przedszkolu jak w ulu kręcili się nauczyciele, dyrektorzy, majstrowie (bo coś jeszcze trzeba dopiąć na ostatni guzik przed przyjściem dzieci) i w tym wszystkim ja, dziwnie zmęczona i jakaś nieswoja.. 
Na dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego wyszło szydło z worka i cała zagadka mojego dziwnego samopoczucia została rozwiązana. I co teraz? Przecież dopiero zaczęłam pracę, jak zareaguje dyrektor, koleżanki, moje dzieci, których nawet nie zdążyłam poznać? Mnóstwo pytań i lekkie przerażenie ale połączone z wielką ekscytacją. Wszystko dobrze się jednak potoczyło, niestety udało mi się przepracować z moimi maluszkami tylko tydzień a potem wylądowałam w łóżku bo "trudne pięknego początki" o czym będzie w kolejnym poście. 

Tymczasem żegnam się :) i zasuwam po kwas foliowy 

1 komentarz:

  1. Super!!!!!!!! tylko pogratulować , zazdroszczę decyzji .... =))) Czekam na kolejny wpis =)))

    OdpowiedzUsuń