środa, 5 października 2016

Co do ręki, to do buzi..

..czyli 4 miesiące za nami 


Fot.: Grzegorz Smolarski 

 Lato powoli się kończy.. kiedy minęło? Nie mam pojęcia. Przecież Ania urodziła się na wiosnę.. Kiedy minęła wiosna? Tego w ogóle nie zauważyłam. Pamiętam kwitnące bzy, pierwsze spacery, kilka upalnych dni, ale to wszystko. Ten rok jest wyjątkowy, bo wszystko kręci się wokół naszej córki.

Chrzest

Wszystko super.. ale następny obiad robimy w restauracji :)
Planując tę uroczystość chcieliśmy żeby była ona bardzo kameralna. Żeby chodziło przede wszystkim o ten piękny sakrament, a nie obiad czy prezenty. Postanowiliśmy zaprosić tylko najbliższą rodzinę. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że jest nas kilkanaście osób i to większość przyjezdna. Z tradycyjnego "obiadu po kościele" zrobiło się kilka dni biby, bo był to akurat długi weekend. Gdyby nie pomoc rodziców, ale głównie moich sióstr, nie mam pojęcia jak bym to ogarnęła. Szaleństwo jakie się wkradło w te dni, najprościej można zobrazować myślą, która dopadła mnie w kościele: "nie włączyłam piekarnika- mięso będzie zimne".
Sama ceremonia była piękna, bo odbyła się po Mszy i przez to było bardzo kameralnie. Ania wszystko znosiła z pokorą i niemałym zniecierpliwieniem, bo dopóki nic się nie działo, marudziła i domagała się poważnego traktowania, tj. spionizowania postawy, żeby mogła wszystko oglądać (bo przecież jest już prawie dorosła), a jak jakiś noworodek na leżąco. Kiedy zaczęło się zamieszanie i w końcu ktoś w osobie księdza się nią zainteresował, z zaciekawieniem śledziła każdy jego ruch i bardzo jej się obrzęd podobał :)
Po części oficjalnej pozwalała się nosić, przytulać, całować wszystkim zainteresowanym, a ja w tym czasie mogłam się zająć obiadem, który i tak został podany w niecodziennej formie, bo najpierw wjechał rosół, potem ciasto i dopiero później drugie danie :)
Ogólnie było spoko, ale drugi raz na pewno będzie w restauracji. Ciasto i reszta atrakcji później w domu, ale byłaby to super wygoda, gdybym to nie ja musiała zajmować się wtedy mięsem :)

Mama u dentysty

No i stało się,, ukruszył się ząb i trzeba było na cito pojawić się u mojego "ulubionego" lekarza. Z polecenia skierowałam się w głąb Wrocławia, a tu niespodzianka- to całkiem na drugim końcu miasta. Miało mnie nie być godzinę, nie było mnie dwie. Wiedząc, że wyrobię się między jednym a drugim karmieniem, nie ściągałam mleka, ani nic z tych rzeczy. Zdążyłam na styk. Niestety, kiedy tylko otworzyłam drzwi, uderzył mnie dźwięk dziecięcego płaczu, a po chwili pojawił się Marcin z Anią na rękach i tak zrezygnowaną i przerażoną miną, że trudno mi to będzie kiedykolwiek zapomnieć. Na początku trochę się przestraszyłam, ale przecież nie zostawiłam jej z nikim obcym, tylko z jej własnym, osobistym, prywatnym OJCEM. Mój mąż nie był zachwycony, ale był bardzo dzielny. Musiał się chwilkę wyciszyć, ale ogólnie spisał się bardzo dobrze :) Dziecko było czyściutkie, miało suchą pieluszkę. Czego chcieć więcej? :)
Na szczęście znalazłam innego lekarza 5 minut drogi od domu, a że ząb wymaga dłuższego leczenia niż myślałam, taka sytuacja TATA-CÓRKA na pewno jeszcze nie raz się powtórzy- będę dawać znać.
Swoją drogą, wizyty w gabinecie stały się mniej straszne :) Każda chwilka bez urwisa to niemały prezent. Można sobie porozmyślać, odpocząć. I to wszystko bez wyrzutów sumienia :D

Pogadanki- zaczepianki

Już teraz widzę w niej sporo podobieństw do "mamusi" :) Między innymi jest to niezliczona ilość dźwięków jakie z siebie wydaje w ciągu dnia. Do niedawna cieszyliśmy się jak głupi z każdego jej jęknięcia. Teraz czasem już mamy dość. Zdarzyło nam się ostatnio, że od kiedy Marcin wrócił z pracy (około godziny 16) tak do samego zaśnięcia gadała jak szalona. Niczego od nas nie potrzebowała, więc wykorzystaliśmy ten czas na relaks i jeden odcinek "Orange is the new black" ale oczywiście z napisami, bo córa nadawała jak szalona :) Potem mała przerwa na karmienie i dalej to samo. Gadała tak aż się zmęczyła i zasnęła.
Czasem, kiedy coś wspólnie gotujemy, zaczepia mnie jeśli zbyt długo na nią nie patrzę. Rozśmiesza mnie to strasznie. Niesamowite jest to jak ona szybko się zmienia i z małej, średnioogarniętej kluski powstaje człowiek, który ma już swoje potrzeby towarzyskie :) Myślę, że będziemy dobrymi koleżankami jak już trochę podrośnie. Tylko jak to zniesie Tata?? Dwie takie gaduły- współczuję :D

Kłopoty z zasypianiem

Ania od zawsze bardzo ładnie zasypiała. Niestety od niedawna zdarza jej się coraz częściej jęczeć i kręcić się w łóżeczku mimo tego, że jest bardzo zmęczona. Na początku myślałam, że po prostu nie jest zmęczona, a potem, że jest za bardzo i już nie ma siły zasnąć. Prawie codziennie kończyło się to wyciągnięciem jej z łóżeczka, przytuleniem i ululaniem z bujanym fotelu. Niestety odkładałam ją jak już całkiem zasnęła, a wolałam tego nie robić. Chciałam, żeby zasypiała sama. Z ratunkiem przyszła nam zabawka, którą miałyśmy okazję przetestować. Na recenzję zapraszam tu.

Szczepienie

Kiedy Maluch się urodził, ustaliliśmy z Marcinem, że na szczepienia i inne tego typu "atrakcje" będzie z nią chodził on. Wyczytałam gdzieś kiedyś, że Tata kojarzy się dzieciom z bezpieczeństwem, odwagą i siłą. Nie mogłoby być w takim razie lepszego wsparcia przy znoszeniu bólu ukłucia. Udało nam się to przy pierwszym szczepieniu (ja stałam obok i ukradkiem ocierałam łzy), a Marcin dzielnie wspierał Anię a potem ją utulił, a ona zaraz się uspokoiła. Tym razem Marcin był w pracy i nie dało się już ustawić tak szczepienia żeby zdążył wrócić, tak więc to mi przypadł ten wątpliwy zaszczyt.. Ania płakała praktycznie od samego badania, a ja nie umiałam jej uspokoić. To było straszne. Z trudem się powstrzymywałam, żeby sama się nie popłakać. Trudno jej było nawet podać szczepionkę doustną, bo Pani pielęgniarka bała się, że Ania się zakrztusi. No STRASZNE! Nikomu nie polecam.
Z bardziej technicznych spraw, też napotkała nas trudność. Zdecydowaliśmy szczepić ją szczepionką 5w1. Pierwsza szczepionka nazywała się PENTAXIN, niestety, kiedy przyszło do kupna drugiej dawki okazało się, że nigdzie już je nie ma, że chwilowo wstrzymano produkcję i trzeba było kupić INFANRIX. Oczywiście spytałam o to naszą pediatrę i powiedziała, że teoretycznie wolno tak je zamieniać ale oczywiście byłoby bezpieczniej tego nie robić. Ostatecznie została zaszczepiona INFANRIXEM. Mam nadzieję, że nie zrobiłam jej tym krzywdy. Po szczepieniu jeden dzień pomarudziła i miała niewielką gorączkę po raz pierwszy. Zobaczymy co będzie przy kolejnej.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz