środa, 20 stycznia 2016

Ciążowe CHOCHLIKI

Przedstawiam Wam moich "przyjaciół"

 


W ciąży zaskoczyło mnie wiele rzeczy, których w ogóle się nie spodziewałam. Jedną z nich były hormony, w których "moc" nigdy nie wierzyłam i uważałam poddawanie się im za oznakę słabości kobiet i ich sposób na usprawiedliwianie tego, że nie chce im się nad sobą pracować.. I muszę teraz z całego serca te wszytskie kobiety przeprosić. Otóż SĄ!! Hormony istnieją i są w stanie zawładnąć całą naszą codziennością.

Chochlik złośnik

Z tym gościem zetknęłam się jako pierwszym. Mimo, że jestem osobą dość pogodną i trudno mnie zdenerwować, a wyprowadzić z równowagi udało się narazie tylko kilku osobom, potrafię się zezłościć i to uczucie nie jest mi obce. Tyle, że do tej pory potrafiłam nad tym zapanować. Całe krzyczenie, chwytanie ofiary za włosy i targanie nią na wszystkie strony a w skrajnych wypadkach nawet tłuczenie jej głową o pobliską ścianę, dobywało się, jak to mówi Marcin - w środeczku w Małgosi. Od jakiegoś czasu jednak coraz trudniej było mi powstrzymać wszechogarniającą mnie złość i łzy. Niestety, mimo moich usilnych prób, wszystko to najczęściej odbijało się na moim biednym, niczemu winnym mężu. To uczucie jest nie do opisania. Nagle nie stąd i ni zowąd w człowieka wlewa się taki "wkurw" nie wiadomo na co, że tylko złapać i komuś przylać a wszystko to, całe zło tego świata, ma swoje gniazdo w moich piersiach! I co z tym zrobić? Po kilku naprawdę trudnych (i dla mnie i dla Marcina) tygodniach odkryłam, że im mniejszy ucisk na piersi tym mniej "ataków", więc stanik stał się strojem mocno wizytowym. Innego sposobu niestety nie znalazłam :(

Chochlik płacznik

Niewątpliwie ma on związek ze swoim poprzednikiem z początku posta. Często to on go wywołuje, nie zawsze jednak występują razem. Istnieje możliwość zalania się "wkurwem" ale opanowanie go do tego stopnia by się nie rozpłakać albo nawet przyłożenie komuś bez późniejszego ataku łez, choć to już zdarza się niesamowicie rzadko. No więc CHOCHLIK PŁACZNIK może wystąpić o każdej porze dnia i nocy, łącznie z wystąpieniem we śnie i przedarciem się na jawę. Jak już wcześniej wspomniałam, jego główna moc to wywaływanie potoku łez, takich kompletnie bez sensu. Czy to po, nawet nie ostrej, wymianie zdań z mężem, wyrażeniu różnic w poglądach, nieudanej próbie przewrócenia naleśnika czy po prostu z uczucia bezsilności, ale nie takiej poważniej, kiedy faktycznie nic od dłuższego czasu nie wychodzi. Takiej kiedy nie mogę odkręcić słoika a Marcin akurat jest w pracy. No oczywiście są też te "lepsze" łzy - wzruszenia, które atakują ale już nie tak niespodziewanie. Przeważnie można wyczuć ich zbliżanie się i wyłączyć film czy coś podobnego. Gorzej kiedy się z kimś rozmawia. Wtedy nie dość, że nie można się "wyłączyć" to jeszcze potem trzeba się tłumaczyć ze swoich nieracjonalnych zachowań..

Chochlik szczęściarz

To mój ulubiony.. Jest trochę jak substytut alkoholu :) Z innymi środkami odurzającymi nigdy nie miałam kontaktu ale tak właśnie sobie wyobrażam działanie narkotyków. Występuje niestety dość rzadko jeśli porównać go ze złośnikiem, ale jak już jest to serio, na krótką chwilę robi sę fajosko. Łapie nie wiadomo skąd, nie wiadmo co go wywołuje i co przerywa jego "rządy". Tak czy siak uczucie jest super. Nagła fala pozytywnych emocji typu "Jacie, ale ze mnie szczęściara! Przecież jestem w ciąży, mam cudownego męża (o rany jaki on przystojny!!) niedługo urodzi sie nasze dziecko, będzie fantastycznie. Będzie takie malutkie i piękne, będzie częścią nas obojga, będzie nas kochało bezwarunkowo, tak samo jak my je! - tu najczęściej wkrada się płacznik.. no i po zawodach. Ale te kilka chwil z pewnością jest warte późniejszych łez.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz